To było prawdziwe piłkarskie wydarzenie – komplet kibiców na trybunach, piękne bramki i mnóstwo groźnych sytuacji. Spotkanie I rundy STS Pucharu Polski Lechii ze Śląskiem Wrocław nie zawiodło choć z przebiegu spotkania można mówić o lekkim niedosycie, ponieważ zielono-czerwoni w drugiej połowie przeważali i byli bliscy wyrównania.
Lechia Tomaszów Mazowiecki – Śląsk Wrocław 1:2 (1:2)
Bramki: Daniela Chwałowski 34 – Jezierski 2-karny, Marko Dijaković 21
Spotkanie rozpoczęło się od nieszczęśliwego zdarzenia. Już w 2. minucie piłka po zagraniu w polu karnym niefortunnie trafiła w głowę Maksyma Rosińskiego, a sędzia dopatrzył się dotknięcia ręką. Wrocławianie otrzymali rzut karny, który pewnie wykorzystał Jakub Jezierski. Lechia nie zdążyła jeszcze odpowiedzieć, a goście podwyższyli prowadzenie. W 21. minucie Marko Dijaković wykorzystał zamieszanie i strzałem z bliska umieścił piłkę w siatce. Mimo trudnego początku tomaszowianie nie spuścili głów. Zaczęli grać odważniej, pokazując, że pierwszoligowy rywal nie odbierze im wiary. W 33. minucie Mateusz Awdziewicz stanął na wysokości zadania i w świetnym stylu wygrał pojedynek sam na sam z Damianem Warchołem, utrzymując Lechię przy życiu. Chwilę później stadion eksplodował z radości. Daniel Chwałowski popisał się kapitalnym uderzeniem z dystansu, które nie dało bramkarzowi Śląska żadnych szans. Lechia złapała kontakt, a atmosfera na trybunach poniosła drużynę jeszcze bardziej. Przed przerwą goście znaleźli się w poważnych opałach. Yehor Matsenko został podwójnie napomniany żółtą kartką, a w konsekwencji ukarany czerwoną i Śląsk musiał radzić sobie w osłabieniu.
Po zmianie stron gospodarze ruszyli do ataku z ogromną determinacją. Już na początku drugiej połowy w polu karnym Śląska upadł Filip Zawadzki, ale sędzia nie zdecydował się na wskazanie na jedenastkę. Chwilę później dogodnej okazji nie wykorzystał Mateusz Kempski, który minimalnie chybił w znakomitej sytuacji. Z każdą minutą Lechia coraz mocniej napierała na wrocławian, którzy ograniczali się głównie do obrony. W końcówce miejscowi byli o krok od doprowadzenia do remisu. Najpierw groźnie główkował Mateusz Orzechowski, a w doliczonym czasie gry cała Nowowiejska wstrzymała oddech. Jacek Tkaczyk oddał strzał głową, ale golkiper Śląska w sobie tylko znany sposób zdołał odbić piłkę. To była sytuacja, która mogła przedłużyć marzenia Lechii o pucharowej przygodzie. Ostatecznie wynik nie uległ zmianie i to Śląsk Wrocław awansował dalej wygrywając 1:2. Jednak Lechia udowodniła, że walecznością, charakterem i sercem do gry można postawić się rywalowi z najwyższej półki. Kibice żegnali piłkarzy gromkimi brawami bo tego wieczoru każdy zawodnik zielono-czerwonych zostawił na boisku wszystko co najlepsze. Warto wspomnieć, że na trybunach zasiadł komplet widzów, a doping niosący się z trybuny najbardziej zagorzałych fanów był znakomity.
Lechia: Mateusz Awdziewicz – Maksym Rosiński, Marcin Orzechowski, Kamil Szymczak, Marcin Pieńkowski, Jakub Król (46. Mateusz Kempski), Daniel Chwałowski, Krystian Kolasa, Jacek Tkaczyk, Artur Dunajski, Filip Zawadzki (90+1. Igor Melchior).
Żółte kartki: Kamil Szymczak, Daniel Chwałowski (Lechia) – Yehor Matsenko, Marko Dijaković, Głogowski, Rosiak (Śląsk)
Czerwona kartka: Yehor Matsenko (Śląsk) 37. minuta – za dwie żółte
Sędziował: Rafał Szydełko (Rzeszów)